Dzoanna od kuchni

Drukuj

Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna
 
Trochę o mnie.
Nigdy nie pisałam o sobie tak intymnie. Nidy też nie pisałam o swoich problemach - chyba nie umiem. Nigdy nie uważałam siebie za 8 cud świata - wręcz przeciwnie, zawsze twierdziłam, że jestem przeciętną, normalną osobą z problemami jak Ty. Nigdy się nie wywyższałam. Nigdy też nie uważałam, że jestem lepsza od innych bo "coś tam". Dlatego na samym początku pragnę WAM podziękować za miłe słowa, które do mnie kierujecie. Za to, że mi ufacie i powierzacie swoje zdrowie. Za to, że po porostu JESTEŚCIE <3 Jesteście dla mnie dużą motywacją. Tak, MOTYWACJĄ - myślę, że to bardzo trafne słowo. To WY dodajecie mi skrzydeł, kiedy już nie mam siły. TAK - ja też jestem czasem najzwyczajniej w świecie zmęczona. Też się wkurzam i też płaczę. Bywam upierdliwa i do tego uparta :P na szczęście mam też poczucie humoru - jak śpię :D i kocham swoją pracę - chociaż zawsze marzyłam by stać na scenie i przemawiać muzyką - może kiedyś...
To tak słowem wstępu :) 
Często pytacie się mnie "co biorę" - spytajcie się lepiej czego nie biorę :) 
Jeśli myślicie, że to wszystko jest u mnie takie łatwe to Wam powiem, że yyyyy NIE JEST. Jestem osobą z HIPOGLIKEMIĄ REAKTYWNĄ - kiedy spożyję zbyt dużą ilość węglowodanów na posiłek cukier jest tak szybko zbijany, ze mam tzw. "zjazd" - zjazd konkret, bo zasypiam nawet w pracy :P albo jestem totalnie zamulona. Nie biorę leków, bo to nie rozwikła przyczyny problemu a gównem się faszerować nie będę. Cukier na czczo zawsze był prawidłowy. Test obciążenia glukozą w ciąży (9 lat temu - ps. w ciąży przytyłam 25 kg, więc nie mówcie mi, ze się nie da :P) dał mi wynik 45, który był powtarzany (drugi wyszedł 49 :P) ale lekarz powiedział, że spoko nic mi nie będzie. Test powtórzyłam, kiedy zapaliło się pomarańczowe światełko (oooo coś jest z Tobą Aśka nie teges), czyli w tamtym roku... Po treningu piłam białko i carbo (węglowodany proste, które bardzo szybko podbijają poziom glukozy we krwi) w celu uzupełnienia braków na skutek treningu (dodam, że miałam bardzo ciężkie treningi) a 20 minut poźniej już spałam na siedząco przy biurku. Powtarzało się to za każdym razem... Gdyby to było vitargo (węglowodany skrobiowe, które nie powodują tak gwałtownego wzrostu glukozy we krwi) pewnie do dziś bym nie wiedziała... Trochę poczytałam, trochę usłyszałam na szkoleniach i zaczęłam łączyć ze sobą fakty - obserwowałam siebie, zrobiłam test i postawiłam diagnozę (tak - ja sobie :P). Ustaliłam co, w jakich ilościach mogę jeść, aby nie mieć przysłowiowego zjazdu. Trzymam się swoich zaleceń i póki co jest spoko - już nie śpię w pracy :P. Wyniki pokazały mi również początek IO (insulinooporność) - miałam wynik 9,3. Ze szkoleń na których interpretowaliśmy wyniki z krwi różnych pacjentów dowiedziałam się, że kiedy insulina jest na poziomie 7-8 to już zaczyna się IO i nie ma to znaczenia, że norma jest do 25. Jeśli nic się z tym nie zrobi to problem będzie się pogłębiał i pogłębiał, aż w końcu do IO dojdzie cukrzyca II typu. Tak więc albo będę się pilnować, albo odpuszczę i się zapuszczę :P - wybrałam to pierwsze :)
Praca, treningi, dom, praca, dom, praca, sen. Tak wyglądał ostatni rok, w którym przyznam trochę się zajechałam. Spałam po 5 godzin, zapierdzielałam przez 19 7 dni w tygodniu. Poczuła to moja tarczyca, która osiągnęła wartości 2,5 (norma 4,2) a już wiedziałam, że wartość 2,5 to niedoczynność (myślę: no pięknie...). Zmartwiło mnie to, bo wiem jakim ważnym narządem jest tarczyca. No więc trzeba zacząć działać, bo to nie ma żartów. Widziałam już jakie suplementy (selen cynk, magnez) mam ze sobą połączyć, w jakich porach oraz jakimi dawkami uderzyć (i choć producent zalecił inaczej, ja robiłam swoje i w dupie miałam jego zalecenia). Po 3 miesiącach TSH spadło do 1,4 - hell yeah ]:-) suplementów nie odstawiłam, zmniejszyłam tylko dawki. Trzeba dodać, że duże znaczenie ma również jedzenie. Unikam glutenu (w sumie to już 3ci rok - cheat meal-e się nie liczą :P), cukru, kukurydzy, brokułów (raz na jakiś czas jakieś tam wpadną), jodu, czyli tego co rypie tarczycę, gdy idzie w niedoczynność.
Jedziemy dalej :)
Nabawiłam się nietolerancji pokarmowych (w sumie przez własną głupotę) na jajka - jedząc je codziennie przez okres 8 miesięcy... Żółtko jest dość silnym alergenem, który lepiej jest dostarczyć w dużych ilościach razy w ciągu dnia niż w małych codziennie przez długi okres. Tak więc po pewnym czasie zaczęły się problemy ze strony układu pokarmowego. Wiecznie wzdęty dół brzucha, gazy, ból żołądka oraz częstsze wizyty w toalecie... Do tego pojawiły się nietolerancje na owies, więc musiałam odstawić płatki owsiane... Wyniki pokazały duży problem z jelitem, trzustką i wątrobą... Duże stany zapalne, które powstały na skutek nietolerancji pokarmowych upośledziły pracę wątroby oraz trzustki (o jelicie nie wspomnę...). Nie mogłam się zredukować i zastanawiałam się czemu, przecież jadłam tak "czysto". Zaczęłam brać probiotyki, bo myślałam, że to rozwiąże problem... Problem zaczął rozwiązywać się sam, kiedy odstawiłam jajka :) Probiotyki były dobrym pomysłem, ale dalsze jedzenie jajek nie - dlatego nie pomagało :P wątroba i trzustka naprawiły się same, ale fakt jest taki, że żółtek nie jem już 5 miesięcy. W najlepszym przypadku odstawia się dany produkt na 6 miesięcy w najgorszym 2 lata... Mam nadzieję, że mój przypadek nie będzie tym drugim :P Jelito jeszcze nie doszło do siebie mimo, że je uszczelniam od 3 miesięcy i cały czas stosuje probiotyki wieloszczepowe. Nietolerancja na owies oraz wszystkie dolegliwości ze strony układu pokarmowego minęły. Jednak wyniki z krwi mówią, że nie koniecznie jest jeszcze spoko. Dlatego od maja będę się naprawiać dalej innymi środkami :) - człowiek uczy się całe życie :P
Ciągły bieg, mało snu, jeszcze mniej regeneracji, intensywne treningi, stres spowodowały u mnie zespół wyczerpania nadnerczy (jakaś 2ga, może początek 3 fazy), który będę ogarniać suplementami, bo inaczej się nie da... Tak naprawdę to jest tak, że jedna rzecz pociąga za sobą drugą... Marzy mi się taki dzień, który cały przeleżę i będę robić nic - znając siebie nie wiem czy kiedykolwiek mi się uda robić "nic" cały dzień :P Zmiana treningów mam nadzieję, że również wpłynie korzystnie na regenerację nadnerczy. Również może być tak, że gdy naprawię nadnercza, naprawi się i jelito. Wyczerpane nadnercza to stres dla organizmu. Stres dla organizmu to wysoki kortyzol. Wysoki kortyzol to stany zapalne. Stany zapalne to cała masa innych problemów :P od tarczycy po jelito...
Dlatego MAJ jest dla mnie miesiącem regeneracji :)
Do rzeczy które biorę na codzień (wit D3 i K2, cynk, magnez, selen, resveratrol, cla, debutir, laktoferynę, probiotyki) dorzucam "kilka" suplementów ze zdjęcia (czyli wszystkie ;P). Postawiłam też na konkretną regenerację jelit vivomixx-em (perłą wśród probiotyków) napewno przez okres 3 miesięcy.
Suplementy: DPP COMPEX i SUPER ENZYMES są przygotowane na cheat meal. W zależności czy to będzie cheat meal typu pizza, czy jakiś cukier (:P) połączę je z innymi suplementami, aby mój organizm nie odczuł, że cheat to cheat :) 
Wiem jak to wygląda, ale wierzcie mi (lub nie :P) paracetamol bardziej rypie wątrobę i jelita niż moje wszystkie suplementy razem wzięte ;)
Pamiętajcie że zdrowie zaczyna się w jelicie, ale i tam też zaczynają się choroby.

WAŻNE !!! 

TO CO JEST DOBRE DLA MNIE NIE KONIECZNIE BĘDZIE DOBRE DLA KOGOŚ INNEGO, NAWET JEŚLI MA PODOBNE PROBLEMY ZDROWOTNE. NIE POLECAM BRAĆ ORAZ ŁĄCZYĆ SUPLEMENTÓW NA WŁASNĄ RĘKĘ. MOJA SUPLEMENTACJA JEST DOSTOSOWANA DO MOJEGO STANU ZDROWIA, PEŁNEGO PANELU WYNIKÓW Z KRWI (wliczając witaminy i hormony) AKTYWNOŚCI FIZYCZNEJ, ŻYWIENIA ORAZ CELÓW JAKIE CHCĘ OSIĄGNĄĆ. NIE BIORĘ ODPOWIEDZIALNOŚCI ZA GŁUPOTĘ LUDZKĄ, JEŚLI KTOŚ ZACZNIE BRAĆ SUPLEMENTY NA WŁASNĄ RĘKĘ TE CO JA. 

Jeśli chcesz się "naprawić" zapraszam do współpracy :)
Jeśli masz jakieś pytania ---> napisz :) Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Tags: , , , , , , , ,